"To jest jak cień, wypełnia mnie,
Wątpliwości jad, powoduje, że czuję się dziś sam,
Coś omija mnie, widzę to wyraźnie, choć często jak przez mgłę."
- KaeN "Zbyt wiele"
Obudziłem się z dziwnym uczuciem ulgi. Po chwili jednak rozejrzałem się po pokoju, przypomniałem sobie, dlaczego się tam znalazłem. W mojej głowie pojawił się obraz wszystkich wczorajszych wydarzeń i nagle cała ulga poszła w cholerę.
Z trudem otworzyłem oczy i totalnie zamroczony usiłowałem wstać z podłogi, na której wczoraj zasnąłem. W pobliżu znajdowały się puste butelki po wczorajszej libacji alkoholowej. Wstałem, podszedłem do okna i podniosłem rolety, tym samym wpuszczając do pomieszczenia trochę światła. Momentalnie się odwróciłem, a promienie słońca oślepiły mnie na kilka sekund. Musiałem odzwyczaić się od mroku, w którym zazwyczaj przebywałem. Złapałem się za głowę, kac powoli zaczynał robić swoje. Ja jednak znałem na to jedną, w miarę skuteczną metodę: zimna kąpiel zawsze sprawiała mi jakieś tam ukojenie po nocy spędzonej z moją jedyną przyjaciółką - wódką. Udałem się do bardzo luksusowej jak na tą cenę toalety i wziąłem szybki prysznic orzeźwiając się lodowatą wodą.
Wyszedłem z łazienki, okryty samym ręcznikiem i znużony usiadłem na wygodnym, dwuosobowym łóżku, które zdecydowanie nie było przeznaczone dla jednego, samotnego mężczyzny.
Czułem pragnienie, okropne pragnienie nie dające mi świętego spokoju. I nie chodziło mi o wodę ani inne napoje, które by je zgasiły. Potrzebowałem heroiny, kokainy, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi się odstresować i zapomnieć o tym, co ostatnio mnie spotkało. Swoją drogą, nie wiedziałem, w jaki sposób udało mi się przeżyć już drugi albo nawet trzeci (moja pamięć zdecydowanie nie była dokładna) dzień bez wspomagania się dragami. Cóż, miałem wspomagacze w postaci wszelakich trunków, lecz one nie pomagały tak dobrze. Alkohol nie dawał mi takiego chwilowego wewnętrznego spokoju, jak narkotyki. Byłem rozdrażniony, czułem się źle ze samym sobą, bolała mnie głowa. Potrzebowałem zdobyć trochę towaru. Nie wiedziałem jednak, czy mi się to uda. Wszystkie stare kontakty zostały usunięte. Nie, nie z telefonu, większość ludzi odpowiedzialnych za zdobywanie odpowiednich działek została zabita i to w dość brutalny sposób, którym się brzydziłem. Mimo to postanowiłem spróbować. Znałem jeszcze jednego mężczyznę, zajmującego sprzedażą narkotyków. Facet był mądry i bardzo sprytny, dbał o swoje. Dlatego też dobrze się maskował, a także postanowił przeprowadzić się na drugi koniec miasta. Na szczęście udało mi się znaleźć jego numer telefonu w zniszczonej już, ledwo działającej komórce.
Sprawiłem ilośc posiadanych pieniędzy, które wczoraj udało mi się zabrać z mieszkania Orochimaru. Gdy tylko o nim pomyślałem, cały czas widziałem jego zmasakrowane ciało i krew, wdzędzie pieprzona krew! Byłem już przyzwyczajony do takiego widoku, więc nie robiło to na mnie specjalnego wrażenia. Przynajmniej udało mi się zabezpieczyć finansowo na najbliższy czas i mogłem pozwolić sobie przeznaczyć trochę banknotów na nieco przyjemności. Otworzyłem balkon, bo wokół roiło się od obrzydliwej woni alkoholu i wybrałem numer do starego kumpla. O dziwo, na moje szczęście, odebrał po kilku sygnałach.
- Yosh? - Odezwałem się pierwszy w nadziei, że dodzwoniłem się rzeczywiście do właściwej osoby.
- Sasuke Uchiha, co? - Zaśmiał się sam do siebie. - Czym zawdzięczam twój telefon? - prychnął. Nasza znajomość nigdy nie była idealna. Zawsze któryś z nas odwalił jakiś numer, a za każdym razem kończyło się to ignorowaniem ze strony przeciwnej. Tym razem to ja okazałem się tym złym i to ja przewiniłem. Yosh nie odzywał się do mnie już od kilku miesięcy, więc nie byłem zdziwiony tonem jego głosu, sugerującym wściekłośc i rozczarowanie. Akmashi dobrze wiedział, że nie dzwonię z przeprosinami, domyślał się, że czegoś od niego chcę.
- Słuchaj - zacząłem, nie do końca wiedząc, czy rzeczywiście chcę kontynuować tę konwersację. Byłem wręcz przekonany jaka będzie jego odpowiedź, lecz i tak zdecydowałem się spróbować. W końcu lepsze to niż siedzenie z założonymi rękami i czekanie aż heroina nagle, magicznie pojawi się w moim posiadaniu. Wyśmiałem sam siebie w myślach. - Wiem, że między nami ostatnio nie było za dobrze, ale mam nadzieję, że nie żywisz już do mnie takiej urazy i mi pomożesz. - Sasuke Uchiha płaszczący się przed drugim człowiekiem, no kto by pomyślał! Zdumiewające jest to, jak może zmienić się nastawienie i stosunek człowieka do pewnych rzeczy przez zaledwie niecały tydzień. Oczywiście moja próba przeprosin, a bardziej załagodzenia całej tej śmiesznej sytuacji nie była całkowicie szczera. Chciałem po prostu zdobyć to, czego potrzebowałem. Tylko to liczyło się dla mnie w tym momencie. Głucha cisza towarzyszyła mi przez niespełna minutę. Pomyślałem sobie nawet, że facet najzwyczajniej w świecie nie ma ochoty ze mną rozmawiać i odszedł od telefonu, nawet nie rozłączając się. Po chwili jednak usłyszałem głośne westchnięcie i szept. Yosh gadał coś sam do siebie (a może i do kogoś), czego nie mogłem zrozumieć. Niedługo po tym skończył i w końcu zwrócił się do mnie.
- O co dokładnie chodzi, Uchiha? - Zapytał zaintrygowany.
- Potrzebuję towaru - powiedziałem krótko.
- Cholera - ton jego głosu nagle się zmienił. - Ty pewnie jeszcze o tym nie wiesz, ale od pewnego czasu przestałem się już tym zajmować. To było zbyt ryzykowne, nawet jak na mnie. Non stop grozili mi i mojej rodzinie, a ja nie mogłem pozwolić, żeby coś im się stało, nie wytrzymałbym tego i obarczał się winą do końca mojego marnego życia. Tak więc, obawiam się, że nie mogę ci pomóc…
- Kurwa - zakląłem. - Stary, to naprawdę ważne, nie mógłbyś zrobić jednego małego wyjątku?
- A ty nadal siedzisz w tym gównie - odparł cicho. - Nadal nie przestałeś brać - nie ukrywał smutku. - Ja pierdolę, nie pamiętasz co jeszcze niedawno obiecywałeś swojej matce!?
- Ona nie żyje - odpowiedziałem sztywno.
- Czyli po śmierci już nic dla ciebie nie znaczy? Dane słowo po śmierci człoweka jest nieaktualne? - Zaśmiał się w niedowierzaniu.
- To już nie ma znaczenia - warknąłem. Potrzebowałem od niego coś załatwić, wcale nie pragnąłem słuchać jego wyrzutów w stosunku do mnie.
- Nie poznaję cię, Sasuke - westchnął. - Nie popieram twojego zachowania, ale zobaczę co da się zrobić. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli, robię to ostatni raz! Nie wiągniesz mnie w to znowu. - Zakończył swoje nauki moralne i rozłączył się.
Wkurwił mnie. Bardzo mnie wkurwił. Nie tolerowałem ludzi, którzy gówno wiedzieli o mojej obecnej sytuacji i wypowiadali się na mój temat. Gotowało się we mnie ze złości. Jak ten kutas mógł wspomnieć o mojej matce i robić mi kazania!? No jak, do cholery? Nie miał prawa…
Rzuciłem telefon na ziemię i podszedłem do szafki z naczyniami. Wyrzuciłem wszystko z środka ma podłogę, nie zważając na to, że później będę musiał zapłacić za wyrządzone szkody. Mało mnie to wtedy interesowało, potrzebowałem się wyżyć. Walnąłem pięścią w stół i zacząłem rozszarpywać gazety zajmujące na nim miejsce.
Czyli po śmierci już nic dla ciebie nie znaczy?
Czyli po śmierci już nic dla ciebie nie znaczy?
Czyli po śmierci już nic dla ciebie nie znaczy?
Te słowa cały czas odbijały się echem w mojej głowie. Nie mogłem uwierzyć, że rzeczywiście użył takiego określenia. Nie potrafiłem…
Matka… Matka to jedyna osoba, która mnie kochała i we mnie uwierzyła. Zawsze byłem wobec niej posłuszny i szanowałem jej zdanie. Podczas mojego dzieciństwa to ona poświęcała mi najwięcej uwagi, odbierała mnie z przedszkola, szkoły, chodziła ze mną na spacery, zabierała na różne wycieczki. Wkładała w moje wychowanie jak najwięcej uczucia. Sprawiała, że czułem się bezpieczny i kochany, mimo tego, że brat uciekł z domu, a ojciec non stop pracował, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi. Codziennie odkładała trochę pieniędzy, żeby, jak to mówiła, wysłać mnie na studia i zabezpieczyć moją przyszłość. Niestety po jej odejściu z tego świata wszystko się zmieniło… Zacząłem pić, brać, olałem szkołę, stoczyłem się na samo dno. Jakiś czas później ojciec popełnił samobójstwo, zostawiając list pożegnalny. Pomimo tego, że spędzał z nią bardzo mało czasu, zawsze widziałem, z jaką miłością ją traktował, jak na nią patrzył, jak ją całował. Kochał ją bezgranicznie, dużo bardziej niż mnie i kiedyś mojego starszego brata. Dlatego też nie zdziwiła mnie jego decyzja na temat odebrania sobie życia. Według niego już nie miał po co żyć ani tym bardziej dla kogo. Ona była dla niego wszystkim, a ja się nie liczyłem. Czułem się paskudnie z tego powodu, ale i tak śmierć ojca nie zabolała mnie tak, jak mamy.
Cholerny Yosh, jak zwykle przypomniał mi o najbardziej bolesnych momentach, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Chciałem się od tego uwolnić, ale nie miałem pojęcia jak.
Nagle usłyszałem dźwięk stacjonarnego telefonu, który został umieszczony w każdym pokoju tego hotelu.
- Czego? - Odebrałem po chwili.
- Czy życzy sobie pan coś do pokoju? - Usłyszałem delikatny, kobiecy głos. Właściwie byłem głodny, więc postanowiłem skorzystać z jej propozycji.
- Co pani proponuje? - Zapytałem już o wiele łagodniejszym tonem.
- Filet z kurczaka to zdecydowanie najlepsze danie naszej restauracji, przynajmniej na dzień dzisiejszy - zachichotała. Wydawało mi się, że skądś ją kojarzę.
- W takim razie może być ten filet - dodałem i rozłączyłem się.
Po kilkunastu minutach dobiegło się pukanie. Niesamowite, jak szybko działała ta obsługa. Leniwie otworzyłem drzwi i zdębiałem.
Nie dało się zapomnieć tych rzucających się w oczy różowych włosów i drobnej sylwetki. Sakura.
- A więc to tu pracujesz - odparłem.
- No jak widać - zmarszczyła brwi i wjechała do środka z wózkiem, na którym znajdowało się jedzenie. Miała tupet, przepychając mnie tym samym w drzwiach.
- Niezły syf - prychnęła, rozglądając się dookoła.
- Nie płacę ci za komentowanie - syknąłem wpieniony.
- W takim razie mam nadzieję, że się udławisz - uśmiechnęła się krzywo i po położeniu talerzy na stole zaczęła wycofywać się do wyjścia. W tym holelarskim fartuszku wyglądała przekomicznie.
- Nie wyglądasz mi raczej na osobę, która potrafiłaby gotować, więc to całkiem prawdopodobne.
- Cóż, równie dobrze możesz umrzeć z głodu, Sasuke - odwdzięczyła się. - Swoją drogą, co tu robisz? Jeszcze wczoraj byłeś biednym, smutnym, zapłakanym bezdomnym, którego znaleziono pod spożywczym. Nagle w jedeń dzień dostałeś pracę czy wygrałeś w totka? - Dopytywała się wścibsko. - A może ty po prostu zgrywałeś takiego pokrzywdzonego przez życie? - Kurwa, tego było za wiele.
- Tak wyszło, nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale to nie twoja sprawa - prychnąłem. - Jeśli to wszystko, możesz już wyjść. - Wskazałem ręką drzwi i skierowałem się w ich stronę, aby zamknąć je po wyjściu tej “sympatycznej” osoby. Dziewczyna z grymasem na twarzy opuściła pomieszczenie, mrucząc coś jeszcze pod nosem.
- Miłego życia - rzuciłem oschle na pożegnanie i zatrzasnąłem przed nią drzwi. Dwa spotkania w ciągu dwóch dni z tą osobą to zdecydowanie za dużo. Miałem nadzieję, że już więcej jej nie spotkam.
Żyłem drugi tydzień (albo nawet i trzeci - straciłem rachubę czasu) tak, jakbym walczył o przetrwanie. Nie wiedziałem nawet, jaki dziś dzień, więc w końcu postanowiłem to sprawdzić. Trzeci listopada 2014 roku pojawił się na wyświetlaczu komórki. Popukałem się w czoło. No tak, przecież dzień, kiedy znalazła mnie ta pomocna para wypadał pierwszego.
Siedziałem tak w pokoju hotelowym cały ranek i południe, jednak wieczorem miałem dosyć zamkniętych czterech ścian i postanowiłem się przewietrzyć. Ubrałem się w ciepłe rzeczy, które podarował mi Naruto wraz z Hinatą i tymczasowo opuściłem budynek. Przeliczyłem dokładnie ilość pieniędzy, jaka pozostała mi po Orochimaru i doszedłem do wniosku, że spokojnie starczy jeszcze na jakieś plus, minus, trzy dni. Mimo to musiałem rozejrzeć się za jakąś pracą, przecież pieniądze nie spadają z nieba. Udałem się więc do kilku zaprzyjaźnionych restauracji, zapytałem o wolne miejsce. Zaoferowałem się jako kelner, pomoc kucharska, mogłem też równie dobrze pracować na zmywaku, byleby przez najbliższy czas czerpać skądś dochody. Później mógłbym wrócić na studia, dokończyć karierę naukową i załatwić sobie jakieś nowe, skromne mieszkanie. Moje stare niestety zostało sprzedane, oczywiście nie przeze mnie. Mój starszy braciszek osobiście dopilnował, żebym dosięgnął samego dna. Udało mu się to bez większych problemów i komplikacji. Ja jednak wciąż myślałem tylko o zemście.
Na moje nieszczęście we wszystkich znanych mi knajpkach mieli wystarczającą ilość pracowników i nie potrzebowali dodatkowych rąk do roboty. Po długich poszukiwaniach (przeszedłem prawie całe miasto) udało mi się znaleźć mniej popularny bar, w którym przyjęli mnie od razu. Właściciel był wręcz przeszczęśliwy, że ktoś postanowił zgłosić się do pracy. Wspominał, że ostatnio ciągle ubywa mu pracowników.
- Od kiedy mogę zacząć w takim razie? - Spytałem wysokiego szatyna, trochę zdzwiony jego entuzjazmem.
- Właściwie to od jutra, proszę przyjść punktualnie o ósmej rano. Omówimy wtedy szczegóły pańskich zarobków i zdecyduje pan, czy podejmie tę pracę czy też nie - oznajmił drapiąc się po głowie. Uścisnąłem jego rękę i wyszedłem z Szalonej Ostrygi. Cóż, ta praca na pewno nie oferowała kokosów, ale wiedziałem, że mimo wszystko wyjdzie mi na dobre. Lokal wygladał na dość stary i lekko zaniedbany, ale i tak dało się tam zauważyć sporo klientów, pijących piwo czy też jedzących jakieś drobne przekąski.
Po dwudziestej drugiej wróciłem z powrotem do tymczasowego miejsca zamieszkania. Zrobiłem dwa razy dłuższą drogę niż zazwyczaj, bo postanowiłem się przejść okrężnymi drogami i wstąpić jeszcze do monopolowego. Ostatecznie przypominając sobie dzisiejsze słowa Yosha zrezygnowałem z zakupu wódki i wyszedłem ze sklepu z niemałym grymasem na twarzy. Pokusa była ogromna, ale dzięki wspomnieniu matki udało mi się jakoś ją przezwyciężyć. Wiedziałem, że nie potrwa to długo, czułem to w kościach. Prędzej czy później na pewno ulegnę pokusie i się napiję, za dobrze znałem swój organizm, żeby o tym nie wiedzieć. Ten mechanizm powtarzał się już wiele razy, od dobrych kilku lat. Chociaż gdybym nie zaczął popijać sobie drobnych ilości trunku raz na jakiś czas i nie przerodziłoby się to w uzależnienie, myślę, że byłbym teraz zupełnie innym, prawdopodobnie lepszym człowiekiem. Minąłęm się na dole hotelu z Sakurą i kilkoma innymi osobami należącymi do obsługi. Wszyscy patrzyli na mnie jakimś dziwnym, podejrzanym wzrokiem, ale postanowiłem to po prostu zignorować i skierowałem się prosto do siebie.
Od razu po wejściu zrzuciłem wszystkie grube ubrania i zostałem w samej podkoszulce i bokserkach. Miałem dość nieustającej ciszy i samotności, więc włączyłem telewizor, czego nie robiłem od ładnych paru miesięcy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bestrosko siedziałem na łóżku i “skakałem” po programach telewizyjnych, dotyczących samochodów i motoryzacji. Muszę przyznać, że sprawiło mi to nielada frajdę. Przydałoby się do tego jeszcze jakieś piwo i coś do przekąszenia, dlatego też wykonałem telefon do hotelowej restauracji i zamówiłem dużą szklankę ulubionego napoju wszystkich facetów i smażoną rybę z frytkami. Zamówienie tym razem przyjął mężczyzna i zadeklarował, że przyniesie je osobiście do pokoju w niedługim czasie. Jak powiedział, tak też i zrobił. Nie minęło pół godziny, jak usłyszałem pukanie do drzwi. Z każdą chwilą stawało się to coraz bardziej gwałtowne, nie rozumiałem dlaczego. Wstałem i udałem się do wyjścia. To, co zobaczyłem sprawiło, że zaniemówiłem.
Policja. Dwóch mężczyzn ubranych w drogie ubrania i jedna kobieta. Za nimi chował się przestraszony kelner. Nie wyglądali mi na zwykłych policjantów, stwierdziłem więc, że musi być to wydział narkotykowy. Tylko dlaczego mieliby zawitać akurat do mnie i skąd wiedzieli, że mogłem posiadać nielegalne substancje. Po pierwsze - nie posiadałem, po drugie - zawsze bardzo dobrze się kryłem i nikt na sto procent mnie nie wsypał, po trzecie - byłem czysty. Dlaczego w takim razie pojawił się u mnie wydział narkotykowy? I wtedy mnie oświeciło. Wcale nie chodziło o narkotyki…
- Uchiha Sasuke? - Zapytała nagle wysoka blondynka, pokazując mi swoją legitymację, a dwóch mężczyzn stało obok niej z wyciągniętą bronią.
- Tak, a o co chodzi? - Czułem, że chodziło o sprawę Orochimaru, lecz modliłem się w myślach o moją pomyłkę. Miałem nadzieję, że nie chcą oskarżyć mnie o jego zabójstwo. Przecież równie dobrze mogli chcieć mnie po prostu przesłuchać, tak prowizorycznie, żeby się czegoś dowiedzieć. Tylko, cholera, jak mnie znaleźli?
- Jest pan podejrzany o zabójstwo tego mężczyzny - wyjęła z kieszeni fotografię i pokazała mi ją. - Rozpoznaje go pan?
- Tak - odpowiedziałem oschle, widząc niestety zmarłego już kumpla.
- W takim razie pojedzie pan z nami na komendę. - Zbliżyła się z zamiarem założenia mi kajdanek. Kurwa! Nie mogłem pozwolić się aresztować, to zdecydowanie nie wchodziło w grę, ale wiedziałem, że nie dam rady przed nimi uciec. Cała trójka była uzbrojona, nie miałem najmniejszych szans.
- Czy mógłbym jeszcze skorzystać z toalety? - Zapytałem w pośpiechu, widząc błysk w oku kobiety. Wyglądała na naprawdę silną i zdeterminowaną, chociaż wiedziałem, na co dziewczyny tego typu dają się złapać.
- Dobrze, ale moi koledzy poczekają przed drzwiami. - Dwóch przypakowanych gburów ruszyło za mną i stanęło przed łazienką. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi na zamek.
Wiedziałem, że prędzej czy później ktoś dowie się o tym, że byłem w mieszkaniu Orochimaru w dniu jego śmierci, ale nie wiedziałem, iż nastąpi to tak szybko. Gdybym tam po prostu nie poszedł… No, ale tak to jest jak podejmie się jakąś decyzję. Później trzeba też ponieść jej jebane konsekwencje.
Myśl, Uchiha, myśl do kurwy! Miałem bardzo niewiele czasu, zanim zaczną coś podejrzewać. Musiałem szybko wymyślić jakiś plan. I w tym momencie spostrzegłem malutkie okienko znajdujące się idealnie nad sedesem. Nawet nie zauważyłem, że zostawiłem je wcześniej uchylone. Wcześniej nie zwracałem na nie uwagi, lecz teraz wydawało mi się, że to moja ostatnia deska ratunku. Musiałem spróbować.
***
Od autorki: Hej! Założę się, że jesteście zdziwieni, bo ja - największy leń blogsfery dodałam rozdział tak szybko. No mówiłam już o tym wcześniej, ale powtórzę jeszcze raz, ta długa przerwa sprawiła, że naprawdę chce mi się pisać! Czytać, kombinować, poprawiać błędy! Jestem bardzo zadowolona z tego powodu.
Ten rozdział jest minimalnie krótszy od poprzedniego, ale mam nadzieję, że wynagrodziłam wam to akcją. Bo, pomalutku coś ruszyło, coś zaczęło się dziać. Ostatnio nie mam zbyt wielu czasu napisanie, ale staram się jak mogę i wykorzystuję na to każdą wolną chwilę. Także mam nadzieję, że nie zawiodę was i dotrwam z tą historią do końca, za co naprawdę bardzo trzymam kciuki i pokładam w tym wielką nadzieję.
Wolne, wolne i po wolnym, no niestety. Trzeba było wrócić do tej rutyny, której osobiście nie znoszę. Ale cóż, niedługo ferie, przynajmniej w moim województwie (:p)
Mam nadzieję, że w miarę miło spędzacie czas, czytając te wszystkie moje wypociny i nie męczę was za bardzo, haha. xd
Dziękuję za wszystkie komentarze, jakie pozostawiliście pod rozdziałem pierwszym i prologiem - to wiele dla mnie znaczy, naprawdę! :)
A szczególne podziękowanie dla Venetic'i, która po każdym rozdziale wysyła mi rozprawkę z błędami i rzeczami, które dałoby się jeszcze doszlifować. Motywuje mnie to cholernie, jesteś wielka! :3
No starczy tych moich wywodów, do następnego rozdziału!
Szkoda mi tego Sasuke. Stworzylas swietny obraz psychologiczny bruneta :)! Interesuje mnie Itachi ;) Sakura jakas uprzedzona :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Polly-chan ;);3
Oooo, dziękuję! :)
UsuńUwielbiam!
OdpowiedzUsuńTyle by wystarczyło dla mnie, ale tylko ja wiem co pod tym słowem się chowa, więc to rozpiszę.
Sasuke raz normalnie mnie wkurza, a raz mi go żal, ja normalnie nie wiem jak to robisz, zazwyczaj albo lubię, albo nie daną osobę. A tu proszę raz tak raz tak.
I tak nie ucieknie... Pesymistyczna ja się włączyła. Gdzie mój optymizm???
Itachi tak bardzo zły? A ja go zawsze lubiłam, chyba w każdym opowiadaniu, a teraz jak się nie dowiem do końca wszystkiego... Na razie po prostu go nie lubię.Czekam na wyjaśnienia.
Sakura pracuje w hotelu, jeśli ma taki charakter jak w anime, to ja współczuje gościom. Sakurcie lubię, zawsze ją lubiłam. Więc ciesze się, że występuje w Twoim opowiadaniu.
A ogólnie cała sytuacja i historia do tej pory. To po prostu... Widać że masz wszystko zaplanowane lub chociaż w połowie zaplanowane. (nie jestem pewna jak bardzo jest to zaplanowane, ale wygląda na bardzo dobrze). I historia bardzo mnie wciągnęła, co widać po tym, że zazwyczaj komentuje, a to jest cud, bo jestem leniwa i komentuję tylko blogi, które czytam... No właśnie.. Czytam to w ten sposób, że jak zobaczę, że jest nowy rozdział to od razu biegnę go czytać.
Chyba za bardzo się rozpisałam, no ale cóż w końcu zapoznałam się bardziej z historią Twojego bloga i mogłam więcej napisać. :D
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i żebyś miała czas pisać.
Viki :)
Jestem zaskoczona i zdziwiona, że czytasz od razu i do tego komentujesz, haha :D Sama jestem leniem i wiem jak to jest. :D
UsuńNo gościom można współczuć zdecydowanie xD Nie poszłabym do takiego hotelu.
Dziękuję bardzo za komentarz i wszystkie miłe słowa, które naprawdę wiele dla mnie znaczą :3
Również pozdrawiam!
Idealny sposób na przerwę między nauką na sesję? Dożylnie, a co!
OdpowiedzUsuńRozdział pochłonęłam wprawdzie już wcześniej, ale ciągle nie miałam wystarczająco czasu, żeby usiąść i porządnie go skomentować. Więc znalazłam go po dwunastej, zamiast iść spać, no tak... Ale i tak nie dorównuję Mayako - ta to ma dopiero nocny tryb życia. :D (Buziak, Maja!)
Zacznę od jednego błędu, a właściwie dwóch w jednym zdaniu. Sprawiłem ilośc posiadanych pieniędzy... Sprawdziłem, no i zagubiony ogonek. W ogóle to zauważyłam, że dość często w wyrazach kończących się na "ść" piszesz "c" zamiast "ć".
Strasznie zaintrygował mnie Itachi. Czemu uciekł z domu? Co z nim się dzieje? Kurka, uwielbiam jego postać i jak spróbujesz mi zrobić z niego drania, to chyba się powieszę. :D
Akcja w hotelu z głodem narkotykowym bardzo mi się spodobała, choć oczywiście w żadnym wypadku nie popieram tego typu używek. To jednak kreuje nam postać Sasuke i naprowadza na to, jaki jest. Głupi, uzależniony ćpun, który na swoje życzenie zniszczył sobie życie. No, może nie do końca, bo pewnie gdyby nie śmierć mamy, nie stałby się tym, kim był... Chociaż może?
Ciekawam, czy uda mu się uciec, czy nie. Przecież to mimo wszystko duży facet, a to okienko takie małe... No i czy policjanci pozwolą mu na coś takiego? Tyle pytań, tyle pytań!
Baaardzo mnie zaciekawiło to opowiadanie. Akcja stopniowo się rozkręca i jestem ciekawa, co jeszcze trzymasz w zanadrzu. :D
Życzę weny i czasu na pisanie. :)
Pozdrawiam!
Odczepcie się od mojego spania, bo Was skopię. xD Trzeci tydzień nie śpię przez sesję i jeszcze czwarty przede mną xD
UsuńA, powiem ci, że tego nie zauważyłam, muszę nad tym przysiąść. Może wina mojej klawiatury albo lenistwa. xD Stawiam na to drugie. xDDDD
UsuńOgromnie się cieszę, że czytasz i jeszcze nie przestałaś, naprawdę. ;D zerowa samoocena tryb on xd
Ale czego się nie robi, żeby się nie uczyć, haha? ;D
:3
Ale do rzeczy. xD Wpadłam wcześniej w przerwie w nauce na poetykę, którą staram się dociągnąć na piątkę. *Mayako, prostudent*
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale od początku miałam wrażenie, że Sakura zjawi się w tym hotelu. Czy to przez przypadek czy inne, a myśl o tym, że przez odwiedziny u Orochimaru w końcu go ktoś ścignie, również cały czas za mną chodziła. Que xD
Czy my nie lubimy Itachiego? xD Bo ja go kiedyś strasznie nie trawiłam, nawet gdy dowiedziałam się prawdy, jak całą wspólnota Narutowska. xD A zdążyłam się do niego przekonać i tu takie bum.
Yosh był brutalny na swój sposób, ale większość ludzi doskonale wie, że takie podpuszczanie przynieść może spore korzyści, a nawet wygraną. Gorzej, jak ktoś jest tak uparty, że otrzymamy odwrotny skutek.
Czemu pomyślałam, że tą policjantką jest Ino? xD Mogli mu dać zjeść tę rybę. :(
Pozdrawiam cieplutko znad wersyfikacji!
Prywatnie go lubię, ale w opowiadaniu ma na razie być nielubiany, więc nie lubimy, haha. xDDDD
UsuńHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAH. MOGLI MU DAĆ ZJEŚĆ TĘ RYBĘ. <333333333333333333333333333333333 O BOŻE, KOCHAM CIĘ, STARA. XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD UMARŁAM WŁAŚNIE. POZDRAWIAM Z PODŁOGI (XD)
nie no serio, oplułam się ze śmiechu ;d
W końcu udało mi się nadrobić twojego bloga, kurde niby były święta, a woogóle nie miałam czasu.
OdpowiedzUsuńDość ciekawie sie zapowiada. Sasuke, ćpunem, któy stacza się na dno. Sasuke, zmagający się z nałogiem, morderstwo Orochimaru i te ciemne koloru na szabonie - przy okazji bardzo mi się podoba - wyczuwam mroczniejsze troche psychologiczne klimaty.
Pierwsze postacie poznane, Naruto i Hinata, jak zwykle robią dobre wrażenie, dobre serce, i pomocni, kiedyś im to wyjdzie na złe, jak już nie wyszło. Ciekawi mnie wątek porwanego dziecka. Co się dokładnie stało? Kto mógł za tym stać? Czym zawinili sobie Naruto i Hinata. Zapewne dowiemy się tego dopiero za kilka rozdziałów. Głupi Sasek, oj głupi, trzeba było od razu wyjść z domu Orochimaru a nie brać szmal,zostawiajac przy okazji swoje odciski palców. Skąd ja wiedziałam, że zwieje oknem w łazience, trik niczym z każdego filmu hollywoodzkiego. Ciekawe tylko jak wysoko jest jego pokój. Co będzie dalej? No pisz Zochan ja chce wiedzieć, czy wsadzą go, czy zwieje, no. Weeeeny na dozylnie, soa, i just live i do następnego.
Pozdrawiam :)
Ooo, nie spodziewałam się ciebie tutaj, bardzo mi miło, bardzo, bardzo :3
UsuńMam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom.
Również pozdrawiam! :D
Cześć!
OdpowiedzUsuńTwój blog został pomyślnie dodany do spisu Świat Blogów Narutomania. Dziękuję, że zgłosiłaś się do nas :) Zapraszam do zgłaszania nowych rozdziałów!
Pozdrawiam,
Shiroi Yume
O MÓJ BOŻE ;OO
OdpowiedzUsuńSasuke podejrzany o zabójstwo Orochimaru?
W głowie mi się nie mieści.
W końcu postanowił działać w sprawie swojego życia, a tu taki numer...
Tylko jak dowiedzieli się o tym, że on był w jego mieszkaniu, oto jest pytanie.
Ale boski Sasuke znalazł wyjście z sytacji, a dokładniej okieneczko nad sedesem, haha.
Podoba mi się jego charakter w tej historii, jest intrygujący.
No Sakurcia pracująca w hotelu, uroczo musiała wyglądać w tym stroju!
Rozbawiła mnie tekstem, aby się udławił.
Oby Uchiha pobiegł od razu z tym wszystkim do Naruto, on mu na pewno pomoże.
/ EveLin.