"Jest czwarta czterdzieści - niedziela,
Starasz się jakoś myśli pozbierać,
Miałeś nie pić, ale na teraz,
To jedyny pomysł, jaki masz, jaki nieraz,
Nie wypalił, teraz też się nie sprawdzi."
Poczułem zapach gotującego się obiadu. Ten charakterystyczny, przyjemny, który przypominał mi wczesne dzieciństwo. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Znajdowałem się w niewielkim pokoiku, najwyraźniej przeznaczonym dla gości. Po lewej stronie umieszczona została drewniana szafka nocna. Ktoś postawił na niej oprawione w ramki zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało wysokiego blondyna, obejmującego jakąś dziewczynę. Zostało zrobione prawdopodobnie zimą, ponieważ oboje ubrani byli w ciepłe, puchowe kurtki, a na ich policzkach pojawiły się wypieki. Wyglądali na zakochanych, którzy nie widzieli świata poza sobą. Drugie zdjęcie ukazywało niemowlaka raczkującego po dywanie. Najwyraźniej było to ich dziecko.
Podniosłem się do siadu i złapałem za głowę. Rozdzierał ją okropny ból, który sprawiał, że przeszyły mnie dreszcze. Cholera, znajdowałem się u kogoś w mieszkaniu! Nie miałem pojęcia, jak się tam dostałem. Jedyną rzeczą, jaką pamiętałem było moje spotkanie z nim, narkotyki i wizyta w sklepie spożywczym, kiedy nie mogłem znaleźć innego, lepszego schronienia. Później urwał mi się film…
Spróbowałem wstać, lecz tak zakręciło mi się w głowie, że od razu musiałem podeprzeć się szafki. Mięśnie wciąż odmawiały mi posłuszeństwa, buntując się co chwilę.
Miałem na sobie tylko bokserki, co musiało oznaczać, iż ktoś mnie wcześniej rozebrał. Nie czułem również żadnych nieprzyjemnych zapachów, czyli ktoś musiał również mnie wykąpać. Zastanawiałem się, po co ktokolwiek miałby zadawać sobie tyle trudu? Po cholerę przygarniać jakiegoś w pół żyjącego ćpuna i alkoholika? Ta para musiała być zdrowo popierdolona. Istniała też opcja, że kiedyś przeżyli coś podobnego, jak ja. Obstawiałem jednak to pierwsze.
Na stole w drugim końcu pokoju leżały poskładane w kostkę ubrania, a także pogięta kartka. Z tego, co wywnioskowałem, zostawili dla mnie ciuchy i list. Musiałem przyznać, że zachowali się bardzo hojnie.
Mam nadzieję, że już wstałeś.
W lodówce znajdziesz coś na ząb.
Czuj się jak u siebie, ktoś powinien niedługo się zjawić i sprawdzić co u ciebie.
Tylko nie zwiewaj!
Coś na ząb? Kto w ogóle tak jeszcze mówił?
Cóż, musiałem przyznać, że propozycja kusiła. W normalnych okolicznościach na pewno uciekłbym, ale teraz… To nie były normalne okoliczności. Nie miałem się gdzie podziać, a kolejne wyjście na mróz na pewno nie wyszłoby mi na dobre.
Wziąłem ubrania i wyszedłem z pomieszczenia. Ucieszyłem się, bo tuż obok znajdowała się łazienka. Wziąłem ciepły, długi prysznic, otrzeźwiając w ten sposób umysł. Włożyłem czystą bieliznę, sprane już jeansy i czarny, gładki podkoszulek. Podszedłem do lustra i przeczesałem ręką skołtunione włosy. Wyglądałem zdecydowanie lepiej niż poprzedniego dnia, chociaż moje oczy wciąż były przekrwione i podpuchnięte. Ręce i nogi sprawiały okropny ból, a głowa chyba planowała wybuchnąć.
Oparłem się o umywalkę i wziąłem kilka głębokich wdechów. Próbowałem nie myśleć o wydarzeniach ostatnich dni, lecz przecież wszystko się do nich sprowadzało.
Na niewielkiej komodzie znajdowała się nowa, nieużywana szczoteczka do zębów, a także pasta, z której postanowiłem skorzystać. Z ulgą wyszorowałem zęby, zmywając z nich ten nieprzyjemny zapach.
Doprowadziłem się do przyzwoiości i dotarłem do wspominanej przez osobę, która zostawiła mi list, lodówki. Kuchnia wyglądała na typową jak na tego rodzaju mieszkanie. Nieduży, drewniany stolik, kilka wiszących szafek z metalowymi uchwytami, a także niewielkie okienko, które pozostawione zostało na rozszczelnieniu.
W lodówce udało mi się znaleźć zupę owiniętą w folię, kabanosy, kilka jogurtów, kefir, twarożek, a także margarynę i wiele rodzajów wędlin. Zdecydowałem, że zrobię coś najwygodniejszego i najprostszego, czyli kanapki. W chlebaku znalazłem świeżuteńki bochenek, który jeszcze pachniał. Ukroiłem kilka kromek i posmarowałem twarożkiem. Cudowne uczucie ukojenia zastąpił cholerny głód, doskwierający mi od dawien dawna. Posprzątałem po posiłku. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem, co mógłbym ze sobą zrobić.
Czułem się tak… Hm, nijak to chyba dobre określenie. Nienawidziłem jego za to, co zrobił. Nienawidziłem siebie za to, co zrobiłem. Nienawidziłem wszystkiego i wszystkich za tę nienawiść. Byłem kurewsko wściekły i jedyne, czego chciałem, to odegrać się za całe zło, które mnie spotkało. Pragnienie zemsty ogarnęło mnie tak nagle, że nie zauważyłem nawet, jak szybko minęły dwie godziny bezczynnego siedzenia.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Nie wiedziałem, czy powinienem otwierać, ale właściciele w liście wspomnieli, że ktoś “wpadnie”, więc postanowiłem wpuścić ową osobę. Leniwie przekręciłem górny zamek.
- No nareszcie, ile można stać pod drzwiami! - Moim oczom ukazała się niska, różowowłosa dziewczyna. Ciekawe, ile musiała mieć w sobie odwagi, żeby przefarbować się akurat na taki kolor. Ubrała się w pikowaną, szarą kurtkę, ciemne jeansy i kozaki na podwyższonym obcasie. Na uszach zauważyłem śmiesznie wyglądające nauszniki, zupełnie niepasujące do reszty stroju. Z trudem stłumiłem śmiech. - Wpuścisz mnie, czy będziesz tak stał i się gapił? - Spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem.
- Kim jesteś? I dlaczego niby miałbym cię wpuścić? - Odburknąłem.
- Naruto i Hinata mnie tu przysłali, kazali mi z tobą posiedzieć do ich powrotu. No, a także zobaczyć, czy nie zrobisz niczego głupiego - prychnęła. - Robię to tylko i wyłącznie dlatego, że przyjaźnimy się od dziecka i jest to dla nich bardzo ważne. W innym wypadku w życiu bym tego nie zrobiła - zakomunikowała surowo. - Nie wiem, dlaczego co jakiś czas przyprowadzają tu jakieś przybłędy…
- Wejdź - oznajmiłem sucho i spojrzałem jej w oczy z obrzydzeniem. Wiedziałem już, że na pewno nie zostaniemy przyjaciółmi.
- Jestem Sakura - rzuciła swoje wielkie torbisko na ziemię, nawet nie odwracając się w moją stronę.
- Sasuke - odpowiedziałem i udałem się do salonu.
Myślałem, ze dziewczyna pójdzie do innego pomieszczenia i zajmie się sobą, lecz już po chwili zasiadła w starym, bujanym fotelu naprzeciwko mnie. Nie wiedziałem, czemu ma to służyć.
- Więc Naruto i Hinata to właściciele tego domu? - Zapytałem, chcąc w końcu się czegoś dowiedzieć.
- Jeszcze się nie domyśliłeś, panie spostrzegawczy? - Zaśmiała się głupkowato. Cóż, działała mi na nerwy i nie mogłem się już doczekać jej wyjścia.
Zignorowałem jej docinki i postanowiłem siedzieć cicho. Zamknąłem oczy i delektowałem się tą chwilą. Oczywiście okazało się, że dziewczyna jest zbyt nadpobudliwa, żeby wysiedzieć w spokoju.
- Zamierzasz tak spać? - Spytała, tym samym zmuszając mnie do podniesienia powiek. Nie odpowiedziałem, tylko spojrzałem na nią wyczekująco. - No więc, jak to się stało, że doprowadziłeś się do takiego stanu? - Zatem oni musieli ją dokładnie o wszystkim poinformować. Cholera.
- Nie mam zamiaru z tobą o tym rozmawiać - prychnąłem, a ona pokiwała głową z niedowierzaniem. Ta sprawa nie była czymś, czym można się podzielić z pierwszą lepszą, dopiero co poznaną osobą. A już na pewno nie z dziewczyną tego typu.
- Przepraszam, jeśli cię to uraziło - odpowiedziała jakimś takim… Innym tonem. Wyczułem szczerość w jej głosie, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło. Może jednak nie była aż taką zołzą.
- Wybaczam - wybełkotałem.
- Masz ochotę na coś do picia? - Leniwie wstała z fotela i podrapała się po głowie. - Kawy, herbaty?
- Herbatę bez cukru, poproszę. - Zwykle nie pijam gorących napojów, ale chłód w pomieszczeniu przekonał mnie do tego. Podszedłem do kaloryferów i odkręciłem je na piątkę. Powtórzyłem tę we wszystkich innych pokojach. Po kilku minutach zrobiło się o wiele przyjemniej.
Sakura wróciła z dwoma pełnymi kubkami, wręczając mi do ręki jeden z nich. Usiadła na swoim poprzednim miejscu i wzięła się za popijanie gorącej czekolady z małą pomocą łyżeczki. Zastanawiałem się, jak w ogóle można tak się tym delektować. Przecież ta czekolada jest tak okropnie słodka, że można zwymiotować.
Sam nawet nie zauważyłem, że wpatrywałem się w dziewczynę jak w obrazek. Dopiero, kiedy nasze oczy się spotkały, a różowa omal nie udławiła się swoim napojem, speszony spuściłem głowę. Zdążyłem zauważyć pewną ważną rzecz.
Zdążyłem zauważyć pewną ważną rzecz. Samotność. Zbyt dobrze wiedziałem, jak zachowują się takie osoby, żeby ich nie rozpoznać.
Była jedną z nich. Sposób, w jaki patrzyła. To jak mówiła, jak słuchała, jak wyrażała kotłujące się w niej negatywne emocje. Jej puste, smutne, pozbawione emocji oczy jeszcze bardziej utwierdzały mnie w tym przekonaniu. W jej życiu musiało wydarzyć się coś naprawdę złego.
- Często tu przychodzisz? - Zapytałem nagle choć sam nie wiedziałem, dlaczego. Zauważyłem, że czuła się w tym mieszkaniu naprawdę dobrze, znała to miejsce, jak własną kieszeń.
- Kiedyś przychodziłam tu prawie codziennie. Opiekowałam się małym Otoshim, podczas nieobecności Naruto i Hinaty. Teraz bywam tu w weekendy, czasami zdarzy się, że odwiedzę ich w tygodniu. To nie tak, że jestem jakąś przybłędą! - Zmartwiona szybko zaczęła się tłumaczyć. Ostatnią osobą, która mogłaby kogoś w ten sposób ocenić byłem ja, więc nie rozumiałem jej zachowania. Postanowiłem to jednak zignorować.
- Znaleźli sobie inną osobę do niańczenia? - Nie rozumiałem, dlaczego mówi o wszystkim w czasie przeszłym.
- Nie, on… Cóż, w sumie wszystko jedno, mogę ci powiedzieć. Mały Otoshi został porwany. Właściwie to wszystko jest związane z moją przeszłością, ale wolę na razie o tym nie opowiadać. - Tego się nie spodziewałem. W pokoju, w którym miałem zaszczyt się dzisiaj obudzić widniało kilka zdjęć małego brzdąca, więc byłem przekonany, że zabrali go gdzieś ze sobą lub odwieźli do jakiegoś przedszkola/szkoły? Zaciekawiła mnie tą informacją o porwaniu. Kto mógłby zrobić coś takiego rodzinie z pozoru wyglądającej na dobrą? Tylko jakiś potwór.
- Interesujące - zamyśliłem się.
- Interesujące!? Jak do cholery możesz nazwać porwanie małego dziecka interesującym!? - Zmarszczyła czoło wyraźnie zirytowana moją odpowiedzią. Wstała, podeszła do balkonu i stała tak w bezruchu dobrych kilka minut. Płakała. Domyśliłem się tego od razu.
Słyszałem jej miarowy oddech, próbowała się uspokoić i stłumić wszystkie dręczące ją emocje. Musiała mieć to już wypracowane do perfekcji, ponieważ po chwili odwróciła się z powrotem w moją stronę.
- Przepraszam, poniosło mnie - zwróciła się do mnie i wyszła z pomieszczenia. - Naruto i Hinata powinni być lada moment - dodała jeszcze.
Siedziałem tak bezczynnie w salonie, rozmyślałem nad sensem tego wszystkiego, sensem tego pierdolonego świata i tych pierdolonych ludzi, okropnych, każdy na swój własny sposób.
Odnalazłem niewielką biblioteczkę należącą do właścicieli i dla zabicia czasu przejrzałem większość ich książek. Musiałem przyznać, że mieli dobry gust. Na półkach znajdowały się prawie same kryminały, powieści detektywistyczne, znalazłem też trochę fantastyki. Dzieła wybitnych autorów, znanych na skalę światową wyglądały na zadbane, bez nawet najmniejszego zagięcia. Czyżbym trafił na fanów literatury?
Koło godziny szesnastej w drzwiach przekręcił się zamek. Początkowo myślałem, że to Sakura ma dość siedzenia w moim towarzystwie i postanowiła opuścić mieszkanie, zrobić coś pożytecznego, wrócić do domu, zająć się swoim życiem. Pomyliłem się. Z przedpokoju usłyszałem rozweselony cieniutki głosik należący najwyraźniej do znanej mi ze słuchu Hinaty, a także niższy baryton należący do Naruto. Początkowo nie wiedziałem, jak się zachować. Wyjść im na przywitanie? Zachować się podle i niekulturalnie, zostać w pokoju? Cóż, nie znałem tych ludzi i kompletnie nie miałem pojęcia, kim są i czego ode mnie chcą. Możliwe, że mogli oczekiwać ode mnie jakiejś zapłaty za przenocowanie mnie bądź innego rodzaju wynagrodzenia. A ja w tamtym momencie nie posiadałem ani grosza. Z całego mojego majątku nie zostało zupełnie nic. Na szczęście po chwili sami weszli do salonu, wyraźnie czymś przejęci.
- Cześć! - Zbyt rozentuzjazmowany blondyn wyszczerzył się do mnie, pokazując tym samym światu swoje białe jak śnieg, zadbane zęby.
- Witaj - cichusieńko wtrąciła się fioletowowłosa dziewczyna.
Postanowiłem oszczędzić sobie zbędnych ceregiele i prosto z mostu przeszedłem do rzeczy.
- Jak to się stało, że się tu znalazłem? - Już na samym początku naszej znajomości naskoczyłem na nich. Ich miny zmieniły się natychmiastowo, wydawali się bardzo zdziwieni moją reakcją na ich przybycie. No, ale czemu się dziwili? Znalazłem się ni stąd ni zowąd w obcym mieszkaniu, wśród obcych ludzi. Nie wiedziałem, jak, kiedy, po co i dlaczego.
- Usiądźmy, porozmawiamy na spokojnie - zadeklarował mężczyzna.
Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć lat. Wysoki, szczupły, a jego twarz wyglądała mi jakoś znajomo. Na sobie miał gruby, wełniany sweter (prawdopodobnie kupiony przez dziewczynę, nie oszukujmy się, który normalny facet założyłby na siebie coś takiego?), ciemne jeansy, a na stopach zwykłe trampki, które po chwili zdjął i rzucił nimi w stronę przedpokoju.
Dziewczyna o długich, fioletowych włosach przyglądała mi się bardzo dokładnie. Jej wzrok posiadał coś takiego… Strach. Bała się mnie i tego, jak mogę zachować się w stosunku do nich. Jestem w stanie wyczuć ten strach na kilometr. Niskiego wzrostu, przeraźliwie chuda (przez moment zastanawiałem się, czy ten chłopak nie boi się jej dotykać, w końcu mógłby zrobić jej krzywdę, nawet bez używania siły), trzęsła się z zimna, a jej policzki były nieco zaróżowione. Ta z kolei miała na sobie tunikę, zakrywającą do połowy jej uda, leginsy, a na nogach grube, wełniane skarpetki. Na dworze musiało być okropnie zimno, skoro nawet dziewczny (które zawsze przywiązują wagę do swojego wyglądu) zakładają na siebie takie rzeczy.
Para, małżeństo, przyjaciele, czy chuj wie, jak ich tam nazwać, zasiadło wokół stołu w salonie. Wolałem trzymać się na dystans, więc rozgościłem się w fotelu, który wcześniej zajmowała moja była towarzyszka. Sakura dołączyła do nas, ale tylko po to, żeby powiedzieć, że wychodzi. Mimo próśb i nalegania Hinaty, nie dała się przekonać. Z jednej strony szkoda, zainteresowała mnie tą opowieścią o porwaniu dziecka i jej przeogromnym, wręcz sztucznym poczuciu winy z tego powodu.
- No więc pewnie już wiesz, jestem Naruto, a to jest Hinata - wskazał palcem na dziewczynę, siedzącą obok. Wziął kilka głębokich wdechów. - Znaleźliśmy cię wczoraj pod sklepem. Leżałeś cały przemarznięty, siny, w okropnym stanie. Alkohol można było wyczuć od ciebie na kilometr, a w twojej kieszeni znaleźliśmy jakieś tabletki. Nie wiedzieliśmy, czy jesteś chory, czy coś się stało, ale wiedzieliśmy, że nie możemy przejść obok tego obojętnie. Zwłaszcza, że chwilę wcześniej kręciło się wokół ciebie kilka podejrzanych typów, którzy najwyraźniej nie mieli dobrych zamiarów wobec ciebie. My już tak mamy, zawsze stramy się pomóc - spuścił głowę i westchnął ciężko, dając tym samym do zrozumienia, że pomoc innym nie zawsze wychodzi na dobre. - Zadzwoniliśmy więc po Sakurę, którą jak mniemam zdołałeś już poznać. Przyjechała po jakimś czasie, wspólnymi siłami załadowaliśmy cię do samochodu i przywieźliśmy tutaj. To chyba tyle… - podrapał się po głowie. Spojrzał pytająco na Hinatę, lecz ta tylko wzruszyła ramionami.
- Masz jakieś miejsce, gdzie mógłbyś wrócić? - No tak, w sumie spodziewałem się tego pytania. W końcu nikt nie chciałby, żeby jakiś obcy brudas, pijak i narkoman przesiadywał u niego w mieszkaniu nie wiadomo ile. Z drugiej strony, czułem się głupio.. Jak taki wyrzutek, kompletne dno, któremu nie pozostało już nic. A przecież jeszcze niedawno byłem chłopakiem z najlepszymi osiągnięciami na uczelni i miałem największe zadatki na zostanie prawnikiem. Wiedziełem, że ojciec bardzo by tego chciał, dlatego za wszelką cenę starałem się osiągnąć wyznaczony cel. Niestety z uczelni wywalili mnie już miesiąc temu, a ode tego czasu robiło się już coraz gorzej. A wszystko przez n i e g o. Nie, nie miałem żadnego miejsca, gdzie mógłbym wrócić, chociaż trudno było mi to przyznać na głos. W końcu należałem do porządnej, szanowanej niegdyś rodziny, a moje ego nie pozwalało mi na wypowiedzenie tych słów.
- Właściwie to, kilka bloków dalej mieszka mój najlepszy przyjaciel, który na pewno ucieszyłby się z moich odwiedzin. Nazajutrz odwiózłby mnie z powtorem do domu. - Wymyśliłem tę historyjkę na poczekaniu. Miałem w sobie to coś, że potrafiłem wszystkich przekonać do wszystkiego, więc para bez wątpienia uwierzyła w moją historyjkę.
- W razie czego, gdybyś potrzebował jakiejkolwiek pomocy, wiesz, gdzie nas szukać. Zawsze z chęcią pomożemy. - Odezwała się wreszcie dziewczyna. - Może zostaniesz z nami na obiedzie, posiedzimy, porozmawiamy, lepiej się poznamy, opowiesz nam coś o sobie? - Ożywiła się. Nie, na to stanowczo nie miałem siły. Miałem dosyć tłumaczenia się innym ludziom ze swojej własnej głupoty, nadszarpniętego zaufania i podłego charakteru.
- Będę się już zbierał - skierowałem się w stronę wyjścia. Obydwoje wstali za mną i odprowadzili pod same drzwi. Chłopak podarował mi swoje ciepłe, zimowe buty, grubą kurtkę, czapkę i rękawiczki. Doznałem ogromnego szoku i ciągle zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo starał się mi pomóc. Popatrzyłem na niego zdumiony.
- Oddasz, kiedy będziesz mógł - uśmiechnął się szeroko. Nie wiedziałem, że tacy ludzie jeszcze w ogóle istnieją.
Przełknąłem głośno ślinę z trudem się przełamując.
- Dziękuję - skinąłem głową, a po chwili bez odwracania się opuściłem mieszkanie.
Nie wiedziałem, czy dobrze robię i czy powinienem tam iść, ale moje nogi same zaprowadziły mnie pod jego mieszkanie. Wiedziałem, że tylko on może mnie zrozumieć i wpuści mnie do środka. Niedługo później znalazłem się pod drzwiami numer trzydzieści, kilka bloków dalej. Zapukałem, zadzwoniłem dzwonkiem. Odczekałem kilka minut, nikt nie otwierał. Jebany skurwysyn, akurat wtedy zachciało mu się jechać do klubu, albo przewalić całą kasę na dziwki. Kopnąłem z całej siły w te pieprzone drzwi, jednakże nadal nie otrzymałem żadnego odzewu.
Coś mnie tknęło. Nacisnąłem klamkę ze złudną nadzieją, że może zostawił otwarte drzwi. Pierwszy raz w życiu poszczęściło mi się. Idiota zostawił otwarte mieszkanie.
- Orochimaru? - Zawołałem niepewnie, przekraczając próg. Wszedłem do środka, zajrzałem do jednego pokoju, do drugiego, aż wreszcie postanowiłem przejść do salonu. To, co tam zastałem sprawiło, że na chwilę mnie zamurowało. Stałem jak przyklejony do podłogi, nie mogłem się ruszyć.
Na jednym z jego kolekcji drogich dywanów leżało zakrwawione ciało mężczyzny, a obok niego dwie strzykawki. Niemożliwe…
- Ja pieprzę, Orochimaru! - Ogarnąłem się i podbiegłem bliżej. Pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem puls. Był martwy. Cholera jasna, tylko tego mi brakowało w tym wszystkim!
Zastanawiałem się, co za potwór mógł mu to zrobić. Prawdopodobnie sprzeciwstawił się jednemu z n i c h, bądź zabrał dla siebie dużo kasy lub towaru.
- Kurwa! - Wydarłem się w niebogłosy, chociaż po chwili tego pożałowałem. W końcu mógł to usłyszeć któryś z sąsiadów. Jedna ze strzykawek leżała bezwładnie w jego zimnej już ręce, druga znajdowała się obok. Czaszka została roztrzaskana, ktoś musiał go okropnie torturować. To nie mogło być samobójstwo, nie wierzyłem w to. Ten facet nie miał żadnego powodu, żeby odebrać sobie życie. Nie przepadałem za nim, ale mimo wszystko był w porządku. Jeden normalniejszy z tej całej bandy pojebów i niedorozwojów. Widok mnie przeraził.
Wiedziałem, że nie powinienem tam zostać już nawet minutę dłużej, bo ktoś mógłby coś podejrzewać. Udałem się więc do jego szafy, w której trzyma wszystkie swoje cenne rzeczy. Niestety, cały jego sejf został opróźniony do zera, ale znalazłem inne miejsce, w którym trzymał pieniądze na tzw. czarną godzinę. Nie było tego dużo, ale w sam raz, żeby przeżyć jakoś te kilka dni. Wiedziałem, że później będę musiał coś z tym wszystkim zrobić, znaleźć pracę bądź poprosić o pomoc nowo poznanych znajomych.
Zajrzałem jeszcze do lodówki, gdzie znalazłem dwie flaszki wódki. Schowałem je pod kurtkę do kieszonek, które idealnie nadawały się na takie okazje. Napiłem się łyka z butelki, ponieważ potrzebowałem się odstresować.
Kiedy wiedziałem, że nie znajdę już tam nic potrzebnego, wybiegłem z mieszkania, upewniając się, że na klatce schodowej nikogo nie ma. Jeszcze bardziej potrzebni mi byli świadkowie. Zbiegłem schodami i opuściłem to przeklęte miejsce zbrodni. Gnałem ile sił w nogach, chciałem jak najszbciej znaleźć się gdzieś bardzo daleko. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się stało.
Po kilkunastu minutach znalazłem się przed budynkiem znajomego mi hotelu, gdzie postanowiłem przenocować lub zostać na dwa dni, jeśli starczyłoby mi pieniędzy.
- Poproszę jednoosobowy pokój na nazwisko Uchiha - rzuciłem od razu, podchodząc do recepcji, gdzie zastałem młodą, odpicowaną kobietę.
- Dzień dobry - prychnęła i zrobiła skwaszoną minę. - Płaci pan kartą czy gotówką? - Zapytała.
- Gotówką, na razie za jedną noc - wyjąłem pieniądze z kieszeni i wręczyłem jej do ręki.
- Pokój numer trzysta czterdzieści, znajduje się na trzecim piętrze - uśmiechnęła się sztucznie i podała kartę. - Gdyby chciał pan zamówić coś z restauracji do pokoju, w środku znajduje się menu z numerem telefonu - dodała jeszcze, ale już jej nie słuchałem.
Odszedłem i udałem się prosto do pokoju, gdzie zastałem trochę jedzenia, które powinno wystarczyć mi na przeżycie do końca tego dnia i nocy. Wyciągnąłem z szafki szklankę, a butelki z wódką położyłem na stole. Postanowiłem się nawalić. Dla tak twardego zawodnika jak ja, dwie butelki to prawie nic.
***
Od autorki: Witam ponownie, tym razem z rozdziałem pierwszy. Wiem, że miałam dodać go w Sylwestra, ale chyba nie wytrzymałabym tak długo. Udało mi się mniej więcej wprowadzić kilka poprawek do rozdziału, ale pewnie i tak coś przeoczyłam. xd Jak to ja.
Mam nadzieję, że chociaż wy spędzacie miło święta w ciepłej, rodzinnej atmosferze. Ja nawet przyzwoitej Wigilii nie miałam, co dopiero mówić o jakiś uprzejmościach czy prezentach. No, ale nie ma co się użalać, święta niedługo się kończą. Chciałabym jeszcze raz życzyć wam wszystkiego najlepszego, samych sukcesów, pomysłów, osiągnięć we wszystkich dziedzinach, wszystkiego czego sobie zapragniecie i jeszcze, jeszcze więcej! <3 Kocham was, moi kochani. Nie mogę uwierzyć, że już kolejny rok na blogsferze powoli się kończy.
Mam nadzieję, że ten rozdział trochę rozjaśnił wam to wszystko, co mogliście przeczytać w prologu. Osobiście jestem z niego nawet zadowolona, chociaż zawsze mógł być lepszy, prawda? No nic, ocenę pozostawiam wam. Mam nadzieję, że chociaż trochę zaskoczyłam i bardzo was nie rozczarowałam. :> Na razie może być dosyć nudno, ale niedługo powinno się rozkręcić.
Skoro już uporałam się z rozdziałem tutaj, teraz zabieram się za Skin of All, gdzie nie było nic od 150 lat, za co przepraszać was będę już na tamtym blogu później. :)
Trzymajcie się!
Tak się cieszę, że postanowiłaś dodać ten rozdział wcześniej! Nie rozczarowałam się pod żadnym względem, przeczytałam całość praktycznie na jednym wdechu. Ciekawi mnie jak to wszystko jest powiązane, najbardziej ta dziwnie zachowująca się Sakura i jej przeszłość. No i kto porwał synka Naruto i Hinaty?? I KTO TO O N I, O N?
OdpowiedzUsuń*screams* dodawaj szybciutko kolejne bo ta ciekawość mnie zeżre, wkręciłam się w historię na amen.
Przykro mi, że Twoje święta nie są utrzymane w przyjemnej atmosferze i mam nadzieję, że kolejne będą lepsze :c. Trzymaj się tam ciepło, tak czy tak Wesołych!
Jakimś cudem (naprawdę nie wiem jakim) udało mi się skończyć i opublikować rozdział wcześniej :3 Też się cieszę z tego powodu. ;>
UsuńPrzeszłość Sakury jest trochę pogmatwana i co trochę po kawałeczku będę ją wyjaśniać. :D
A o NICH w swoim czasie :p
Też mam ogromną nadzieję, że kolejne będą lepsze, ale dziękuję :3
Noooo podoba mi sieeeem :O :-D
OdpowiedzUsuńCiekawy ten Sasuke :-D
Dziękuję <3
UsuńJak obiecałam, komentuję :D
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że tymi, którzy go „przygarnęli” to Naruto i Hinata :D Nurtuje mnie też te porwanie i związek Sakury z tym :D
PLUSY:
+ zaskoczyło mnie to, że przyjacielem Sasuke jest Orochimaru, myślałam o wszystkich innych postaciach, a go jakoś pominęłam :D ;
+ tajemniczość;
+ ciekawa jestem co będzie dalej;
+ myślę, że mnie zaskoczysz;
MINUSY:
- błędy;
Ocena końcowa rozdziału: 4- (bez błędów 4)
Ocena końcowa względem poprzednich rozdziałów: 4
Czekam, aż powalisz mnie z nóg i kopara mi opadnie :D
Pozdrawiam :D
I znowu więcej plusów niż minusów, haha, ale to bardzo dobrze. Jak już mówiłam dzisiaj zabieram się na dokładnym analizowaniu twoich mejli i poprawianiu prologu i rozdziału pierwszego :3
UsuńA porwanie i Sakura z tym związana wyjaśni się w swoim czasie. :)
Yeah, czyli wprowadzenie Orochiego wyszło mi na dobre. :D
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! ;D
Nie powiem, odkąd zaczęłam czytać - bardzo szybko się wciągnęłam. Ukazanie Sasuke jako takiego społecznego dna jest więcej niż ciekawe. Ba, wątek z przygarnięciem go przez Naruto i Hunatę - świetny! Bardzo ciekawi mnie też kwestia porwania tego biednego dzieciątka. Czy Sakura mogła temu zapobiec, czy zwyczajnie czegoś zaniedbała? Tyle pytań :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam! :D
[tenmei-sarada]
Cóż, nie pamiętam, ale nikt chyba nie ukazał go właśnie w takim stanie, więc mam nadzieję, że to trochę zaskoczyło. xd Czasami można zmienić charakter i ogólne postrzeganie kogoś :)
UsuńBaaardzo się cieszę, że opowiadanie cię wciągnęło, mam nadzieję, że kolejne rozdziały też ci się spodobają.
Pytań jest wiele, wiem! Ale na tym polega cała zabawa :3
Dziękuję i również pozdrawiam!
Normalnie od dawna nie wciągnął mnie aż tak żaden blog.
OdpowiedzUsuńPo prostu trzymasz tu taj taki ciekawy klimat, który nie pozwala mi odejść.
A teraz troszkę o rozdziale. Sasuke... Znowu się nachleje i zrobi jeszcze jakieś głupstwo... Co takiego mogła zrobić Sakura, że uważa że częściowo przez nią porwano dziecko? Tyle pytań mi się nasuwa. Ale cierpliwie poczekam, chodź to bardzo ciężkie, ale dam radę. Dam! hahah :D
Mam nadzieje, że święta jakoś, chociaż troszeczkę miło Ci minęły, no i że sylwester był jedną wielką imprezą. :D
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)
Wow, wow, wow *,*
Usuń"Normalnie od dawna nie wciągnął mnie aż tak żaden blog." - szalenie mi miło <3
Święta były średnie, ale były, minęły. Jakoś dałam radę :D
Również pozdrawiam :)
Och maaaaan. Sasuke-ćpun, Sasuke-ćpun, Sasuke-ćpun - podoba mi się!
OdpowiedzUsuńOstatnio zaczęłam się interesować blogami SasuSaku i przyznam wprost, że przywaliłam sobie w twarz zaczynając od Nakanaide Chusteczki. Dlatego z przyjemnością przeczytam coś... Może nie lżejszego, ale mniej brutalnego - a przynajmniej mam nadzieję, że nie doprowadzisz mnie do skraju załamania nerwowego. :D
Podoba mi się bezpośredniość Sakury. Nie cacka się z Sasuke tak, jak w anime. Nie onieśmiela jej, nie głupieje na jego widok - taką Haruno lubię i mogę zaakceptować. Niemniej zastanawia mnie, jak wszystkich, co się stało z tym maluchem. W jaki niby sposób przyczyniła się do jego porwania? Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś wykradł go jej z wózka w sklepie.
No i Naruto... To tak mega pozytywny koleś u Ciebie, tak kochany, otwarty i odważny - no bo kurna, sprowadził sobie ścierwo do domu (sorry, Uchiha). Przecież Sasuke mógł mu podpieprzyć pół domu i sprzedać, żeby się jakoś utrzymać. To, że tego nie zrobił, to już inna sprawa, ale Uzumaki cechuje się u Ciebie albo wyjątkową wiarą w ludzi, albo ogromną głupotą. Tego jeszcze nie rozgryzłam.
Zapowiada się ciekawie, choć tak naprawdę jeszcze niewiele wiemy. Tak czy siak - czekam niecierpliwie na rozdział i przesyłam mnóstwo weny!
Yeah, Sasuke - ćpun zaliczony! xD
UsuńHaha, no to, że Nakanaide ryje mózg niesamowicie, zaskakuje i jest bardzo brutalne, ale chyba za to je tak uwielbiam :3
No cóż, opowiadanie na pewno będzie lżejsze, bo nie będzie martwych płodów. :D
W sumie też lubię najbardziej taką Sakurę, dlatego postanowiłam ją tak wykreować :)
Cieszę się, że spodobał ci się mój Naruto <3
Dziękuję, że postanowiłaś tu zajrzeć i może zostaniesz na dłużej, mam nadzieję :D :3
Jak na razie historia zaczyna się ciekawie. Jednak jedno co nie daje mi spokoju to ten soundtrack. Hipnotyzujący ! Czy mogłabyś mi powiedzieć z jakiego jest to filmu lub serialu ?
OdpowiedzUsuńSoundtrack, a raczej AMV, które znalazłam ostatnio na YT pochodzi z serialu "The Originals" :3
UsuńCześć ;) Nominuję cię do Liebster Award. Weź udział, jeśli oczywiście chcesz. Więcej tutaj http://naruhinalive.blogspot.com/p/blog-page_13.html
OdpowiedzUsuńWitaj, jestem Twoją fanką i pragnę nominować Cię do nagrody/zabawy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://historia-hyuga.blogspot.com/p/nominacja.html
Jeżeli zechcesz weź udział, blogowicze, łączmy się!
Gratuluję :*
To jest tak cholernie dobre, że przeczytałam aż dwa razy!
OdpowiedzUsuńHistoria jest strasznie wciągająca!
Sasuke jako ćpun jak najbardziej mi odpowiada.
Nie zdziwiło mnie w sumie, że to Naruto z Hinatą przygarneli Sasuke, co prawda nie przepadam za tym paringiem, ponieważ czytając w opowiadaniach o tej samej Hinacie, doprowadza do obłędu, ale u Ciebie jest okej. To znaczy za dużo powiedzieć jeszcze na jej temat nie mogę, ale myślę, że tutaj będzie mi się przyjemnie czytało o tej dwójce.
To naprawdę wspaniałe z ich strony, że tak się zachowali i mu pomogli, takich ludzi nie spotyka się codziennie...w ogóle rzadko się takich spotyka.
Kolejnym plusem jest Sakura, taka inna, taka inna, że nie umiem tego określić, haha. Ale podoba mi się w tym wydaniu.
Zastanawia mnie jej przeszłość i jaki to ma związek z porwaniem dziecka Naruto. Trochę mnie to zasmuciło, bo nie ma nic gorszego od porwania malucha. Oby to nie byli tylko jacyś handlarze ludzi...
Zabicie Orochimaru również zastanawia, kto mógł zrobić coś takiego... Ale Orochimaru to Orochimaru, on zawsze ma wrogów.
Miałam nadzieję, że Sasuke od razu pobiegnie do Naruto po pomoc, bo uwielbiam ich przyjaźń, ale tego nie zrobił.
Zamiast tego wziął pokój w hotelu.
Scena na recepcji trochę mnie rozbawiła, bo jeszcze chyba nigdy nie przeczytałam, żeby ktoś nie ślinił się na widok Uchihy.
No nic, idę czytać dalej!
Świetny rozdział Zochan!
/ EveLin.